Boris Nadieżdin, rosyjski działacz polityczny aspirujący do startu w nadchodzących marcowych wyborach prezydenckich, sugeruje możliwość przeprowadzenia protestów, jeśli nie otrzyma zgody na udział w nich. Zakłada on scenariusz, w którym wezwałby do demonstracji tych obywateli, którzy udzielili poparcia jego kandydaturze poprzez złożenie odpowiednich podpisów.
W sytuacji, gdyby decyzją władz Nadieżdin był wykluczony z listy kandydatów na prezydenta, polityk deklaruje aktywację tak zwanej „opcji B”. Podkreśla przy tym swoje nieustępliwe zaangażowanie polityczne oraz zamiar prowadzenia działań ściśle zgodnych z rosyjskim prawem. Stąd, jak tłumaczy Nadieżdin, posiada teoretyczną możliwość zwrócenia się do 200 tysięcy osób z prośbą o organizację legalnych protestów w 150 różnych miastach Rosji. Informację na ten temat przekazał niezależny portal The Moscow Times.
Podkreślić należy, że 200 tys. osób, do których odnosi się Nadieżdin, to osoby, które złożyły swoje podpisy poparcia dla jego kandydatury. Aby zostać oficjalnie zatwierdzonym jako kandydat w wyborach, Nadieżdin musi zebrać określoną liczbę podpisów i przekazać je do Centralnej Komisji Wyborczej (CKW). To ta instytucja, po sprawdzeniu podpisów, ma prawo zarejestrować go jako kandydata.